Pierwszy dzień chiński w 2011.
Źródłem wszelkiej odzieżowej tandety w Pekinie jest centrum handlowe niedaleko ogrodu zoologicznego. Aby wybrać coś dla siebie z tych ton zalegających tam szmat trzeba poświęcić sporo czasu oraz jeszcze więcej cierpliwości.
Niesposób też nie wykorzystać sytuacji: skoro już jesteśmy przy zoo, a tam mają pandy...
i wiele innych dziwnych zwierząt...
to trzeba było tam wejść.
Szybko jednak obudziła się we mnie przewodnicka dusza. Nie można przesiedzieć pierwszego dla Marioli dnia w Chinach w zoo. Zatem kolejny nasz punkt to świątynia lamajska: Yonghegong.
Zmęczenie podróżą i chłodem oraz głód zmusiły nas jednak do wcześniejszego powrotu do mieszkania naszych gospodarzy.
Spróbowaliśmy też kupić bilety na dalszą część podróży. Do Qingdao udało się kupić tylko bilety stojące. Do Szanghaju mamy takie jak chcieliśmy. Do Guangzhou NIE MA MIEJSC. Ach ten chiński nowy rok: dlaczego wszyscy w tym czasie jeżdzą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz