Dieng to malowniczo położona wioska. Płaskowyż na którym leży wznosi się ponad 2000 metrów ponad poziom morza. Okolica zaś roi się od wulkanów, zarówno czynnych, jak i uważanych za wygasłe. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że stoi się na pękającym dachu świata. Nic więc dziwnego, że to właśnie tutaj podziwiać można pozostałości po jednych z najstarszych świątyń hinduistycznych na Jawie, a zarazem w Indonezji.
Nas przede wszystkim jednak zaskoczyła pogoda. Nikt z nas bowiem nie przypuszczał, że tuż przy równiku może być zimno. Wysokość i deszcz jednak zrobiły swoje – wymusiły kupno skarpet oraz... czapki zimowej, którą zamierzam sobie przywieźć jako równikową pamiątkę.
W okolicy jest również sporo kraterów z których czerpię się naturalną energię. Oprócz obłoków paru, z kraterów wydobywa się również siarkowodór – dość jednak specyficznie pachnący. Kraterom również towarzyszą jeziora; to które my odwiedziliśmy nazywa się Terega Warna – czyli Jezioro Kolorowe. Pachnie siarką, lecz widoki naprawdę przyjemne i warte poświęceń.
Fotorelacja:
Didem wcina coś co w karcie nazwane zostało „banana pancake”, a okazało się biszkoptem.
W czapce w świątyniach,
wspólne zdjęcie z indonezyjskimi pielgrzymami,
Mariola poskramia krater...
...a Krater poskramia mnie.
Telega Warna,
Powiew od jeziora,
Radość, czyli wiatr zmienił kierunek,
Jeszcze raz Telega Warna,
Nie tylko w Chinach warto oglądać tarasy ryżowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz