Gdy zakładałem ten blog, nie wiedziałem jak będzie wyglądać nasza trasa. Owszem, miałem jakieś ogólne pomysły i plany, zwłaszcza na najbliższe tygodnie, jednak w podróży nigdy niczego nie można być pewnym. I tak właśnie wczoraj, tuż po tym jak zajęliśmy miejsca w samolocie do Kuala Lumpur, okazało się, że lecimy do... stolicy Bangladeszu, oddalonej o 20 minut od Kalkuty, Dhaki. Przyczyną zmiany trasy była awaria samolotu, który miał zabrać ok. 150 pasażerów z Dhaki do KL. Wszystko to miało skutkować około godzinnym opóźnieniem.
Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie reakcja pasażerów. Było nas ok 40 osób. Paru panów powiedziało, że nie poleci do Dhaki, bo to strata czasu i w ogóle Bangladeszu nie uznają. Całe zamieszanie trwało jakąś godzinę. Wtedy, na prośbę i za przyzwoleniem Marioli, włączyłem się do sporu pacyfikując kilka osób. Jednak biały, duży i krzyczący robi wrażenie. 2 panów wysiadło, reszta stwierdziła, że jednak może lecieć. Całe zamieszanie opóźniło wylot o ponad 2 godziny... a akcja załadunkowa w Dhace trwała naprawdę 40 minut. Nie zrozumiem ludzi...
Swoją postawą jednak zjednaliśmy sobie obsługę. Dostaliśmy darmowe picie i jedzonko. I w ogóle było miło, rozmownie i bardzo przyjemnie.
Teraz jesteśmy w Kuala Lumpur. Mimo zrobionej rezerwacji, nie było dla nas pokoju w hostelu. Dopiero po użyciu wielu głośnych argumentów coś się udało załatwić...
Dziś niewiele zwiedziliśmy, skupiając się na Chinatown, czyli najbliższej okolicy hostelu. Jutro od rana intensywniej, a na początek symbol Malezji – bliźniacze Petronas Towers!
Poniżej: „zwiedzamy Dhakę”
No tak, kolejny dowód na potwierdzenie tezy, że Jasiek wszystko może xd
OdpowiedzUsuńAch ten cudowny Jasiek! :P:P:P
OdpowiedzUsuńmow dalej Nique :D
OdpowiedzUsuń