Dzień intensywnego zwiedzania za nami.
Współczesna Kalkuta jest w znacznej części dziedziczką czasów swej kolonialnej świetności. Musiała pięknie wyglądać pod koniec epoki wiktoriańskiej. Teraz wiele z urokliwych zakątków straszy odpadającym tynkiem i zwisającymi bezwładnie okiennicami. Wszystko to otoczone i przeplatane niewyobrażalnymi, nawet jak na warunki indyjskie, slumsami.
Imponujące wrażenie robi natomiast Victoria Memorial Hall, gargantuicznych rozmiarów budynek otoczony pięknym, niegdyś, parkiem.
Następnym przystankiem była katedra św. Pawła – miejsce działalności Matki Teresy
Dla wyrównania ilości elementów zachodnich, kolejny punkt to świątynia groźnej bogini, dla przyjemności pożerającej mężczyzn, Kali. Sprytni Hindusi, aby uniknąć niechybnej śmierci karmią ją codziennie ofiarą z kozy, a żeby się jej menu nie znudziło co roku dokładają woła. Kult Kali w ogóle nam się podoba: najpierw trochę mięsa, później kąpiel w basenie i rzucanie kwiatami w głowy tych, co stoją bliżej pomnika. Niestety zdjęcia w środku nie są dozwolone. Podobnie jak buty...
Później spacer po centrum:
jutro transfer do Malezji;
do usłyszenia z Kuala Lumpur!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz