wtorek, 10 sierpnia 2010

O Gangesie i bitwie, którą musieliśmy stoczyć, by móc nadal walczyć w wojnie...

Waranasi, święte miasto Śiwy, to cel pielgrzymek wyznawców hinduizmu. Każdy z nich powinien przynajmniej raz w życiu, zupełnie jak muzułmanie do Mekki, przybyć tutaj i zanurzyć się w świętej rzece – Gangesie. O Gangesie można usłyszeć niestworzone historie; raz, że pływają w nim nie całkowicie spalone zwłoki; później, że fekaliów w nim więcej niż wody; następnie, że całe miasto ma Ganges w kranach. Wszystko co łączy te bajania, to zapach.

Jesteśmy już tutaj 4 dzień i dla mnie rzeka, jak rzeka. Mniej śmierdzi niż Wisła podczas ostatniej powodzi w Krakowie. Wczoraj, czyli w poniedziałek – dzień Śiwy, chcieliśmy popłynąć o wschodzie słońca zobaczyć kąpiących się wyznawców. Mimo, że grzecznie i entuzjastycznie wstaliśmy o 4:15, to okazało się, że „police banned” pływanie tego dnia. Nie do końca zrozumiałem, czy ta Police to banned coś, czy też do Waranasi przybyło The Police band, tak czy siak z pływania nici. Pojechaliśmy więc tylko, dodam: po południu, zobaczyć pielgrzymów. Dziś jednak popłynąć się udało (czytaj: kolejna pobudka o 4:13), więc o to kilka fotek z obu dni:






















Po powrocie, co oczywiste, rzuciliśmy się na nasze twarde łoże spać. A to błąd bo wróg nie śpi. Kiedy my figlowaliśmy z Morfeuszem, nasze bagaże zostały znienacka zaatakowane! Wróg miał zdecydowanie przewagę liczebną. Nasze brudne ciuchy zasmakowały... mrówkom! Nie obyło się bez ofiar – my straciliśmy trochę bielizny, mrówki trochę towarzyszy broni. Bitwę wygraliśmy, jednak świadomi jesteśmy, że we wrogim obozie właśnie odbywa się przegrupowanie i obmyślanie kolejnego ataku. Nie poddamy się! Póki co ochoczo ruszamy... prać! I przygotowywać morderczy plan eksterminacji plugastwa... A dopóki piłka w grze, nigdy nic nie wiadomo....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz