wtorek, 25 stycznia 2011

3 wieczory, 3 stolice.

W sobotni wieczór poszliśmy jeszcze raz zobaczyć meczet Jame Asr. Warto było. Gra świateł, fontanny, głosy modlących się ludzi. Nie można wyobrazić sobie lepszego pożegnania z krajami islamskimi, jak zachwycić się atmosferą w Jame Asr.

Architektonicznie meczet ten przedstawia zarówno losy Brunei (np liczba schodów - 29, odpowiada ilości sułtanów, itd), jak i dogmatu islamu (ilość fontann odpowiada liczbie modlitw w ciągu dnia, itd). Dla nas, laików, zwiedzanie go było niesamowitym doświadczeniem.

Odnośnie Brunei zapomniałem wspomnieć o 2 ważnych informacjach:
- w całym kraju panuje całkowity zakaz sprzedaży alkoholu,
- litr diesla kosztuje ok 80 groszy, a 95 złotówkę.











W niedzielę przylecieliśmy do Kuala Lumpur. Tym razem tylko na 13 godzin. Dojazd z lotniska, odbiór bagaży od naszego gospodarza, przejazd pod Petronas i ni stąd ni zowąd już 23. Petronasy nocą robią zdecydowanie lepsze wrażenie, niż za dnia. Następnie "spacer" z plecakami pod Kuala Lumpur Tower, czyli wieżę telewizyjną. Ostatni pokaz świateł zaczynał się o 24. My przyszlimy 00:21.... Następnie chwila w McDonaldzie (gdzie wprawdzie jest internet, ale nie ma gniazdek z europejskimi wtyczkami) i przejazd na lotnisko. O 8:35 przelot do Tianjin, pod Pekinem.











Lądujemy o 15. Cała procedura lotniskowa chwilkę zajmuje; po chwili siedzieliśmy w autobusie na dworzec kolejowy, gdzie łapiemy pociąg do stolicy. Na dzień dobry zauważamy pierwszą wielką różnice: temperatura. Rzeźko tu. W Tianjin na lotnisku jest -3. W Kuala Lumpur było 31.
Po chwili drugie zaskoczenie: Prędkość maksymalna pociągu na trasie to 338 km/h. O tempora! O mores! Jaka przepaść względem indonezyjskich standardów. Wieczorem więc spacer po mieście, w ubrankach na cebulę. Rano zaś pierwszy punkt: ZAKUPY!











sobota, 15 stycznia 2011

Brunei, czyli ropa, islam i dobrzy ludzie

Gdy wczoraj rano ladowalismy w Bandar Seri Begawan (stolicy Sultanatu Brunei), nie wiedzielismy czego tak naprawde sie spodziewac. Nie jest to z pewnoscia turystyczna Mekka; i jedyna informacja, ktora mozna latwo znalezc mowi, ze jest nieprzyzwoicie drogo.

Postanowilismy wiec spac na plazy, a z lotniska zlapac stopa, a ze w tym kraju podobno przypada 3.2 auta na obywatela, nie bylo z tym ciezko. Zaden autostopowicz nie powinien wybrzydzac w stylu "nie ma gwiazdy? nie ma JAZDY"; nam sie jednak zatrzymalo juz pierwsze auto, z gwiazdka :P. Dobry poczatek.

Najpierw podeszlismy do najwiekszego meczetu na Borneo, ktory z daleka wcale nie wyglada imponujaco.



Jednak im blizej, tym efekt bardziej zapierajacy dech w piersiach:












Nastepnie szybki spacer autostrada do samego centrum:


BOMBA, czyli straz pozarna:


Najbardziej znany zabytek Brunei - meczet Imara:












Drugi dzien zaczelismy od zwiedzania Kampung Ayer, czyli wioski wodnej, a takze wycieczka lodka do dzungli, gdzie widzielismy nosacze (malpy z wielkimi nosami, ale niestety za daleko, by zrobic dobre zdjecie), jaszczurki, czaple. Zycie w dzungli jest glosne:














Okazalo sie rowniez, ze nie musimy spac na plazy. Noclem w schronisku mlodziezowym kosztuje 10$ brunejskich, tj ok 25zl. Schronisko ma nawet basen.



Brunei to panstwo, ktorego podstawa bogactwa jest ropa. Przepych widac na kazdy, kroku. Poniewaz to panstwo skrajnie islamskie nie mozna tutaj kupic alkoholu, nie istnieja inne miejsca kultu (oprocz swiatyni chinskiej), oraz wszedzie dominuje jezyk arabski:






Jutro powrot do Kuala Lumpur; w poniedzialek rano przelot do Chin

czwartek, 13 stycznia 2011

Kuala Lumpur, czyli powrót na "stare śmieci"

Singapur opuściliśmy z wielkim niedosytem. Miasto Lwa zdecydowanie trwale wpisało się na listę moich ulubionych punktów z Azji.

Kuala Lumpur jest na niej od czasu pierwszej wizyty w sierpniu. Dla tych, którzy nie pamiętają, lub są z nami krócej link do notki (http://azjatyckiesny.blogspot.com/2010/08/kuala-lumpur-fotorelacja.html).

Podobnie jak Singapur, KL jest miastem różnorodnym etnicznie i kulturowo. Nigdy nie wiem w jakim języku powinienem się zwracać do ludzi. Wydawałoby się proste: do "Chińczyków" (czyli ludzi chińskowyglądających) - po chińsku; do Malajów - w bahasie; do Indusów i białych - po angielsku... Jednak proste schematy zawsze zawodzą... i tak np dziś okazało się, że są tutaj Polacy :-).

Z radością wróciliśmy do miasta, od którego wiedzieliśmy czego się spodziewać.
Tym razem jednak postanowiliśmy skorzystać z CouchSurfingu, czyli darmowego noclegu u lokalnego dobrodzieja (skąd właśnie piszę). Budżet mamy mocno przekroczony, a przed nami sporo wydatków. Tym razem bowiem KL to dla nas baza wypadowa do Brunei, gdzie będziemy już jutro.

Mając jednak cały dzień tutaj... małe zwiedzanie miasta, miasta, które warte jest wielu powrotów:

Petronas Towers...


... i ich fontanny.


452 metry w górę...


... wystarczają by górować nad okolicą.


katedra


wejście do Chinatown


dziś w menu...


przygotowania do Nowego Chińskiego Roku - jak nie trudno zgadnąć - Roku Królika


Przy Placu Niepodległości


Masjid Negera - czyli Meczet Państwowy


siedziba KLM


siedziba KLM II


stary dworzec kolejowy