środa, 12 stycznia 2011

Singapur, czyli inny świat.

Nie umiemy sobie wyobrazić jak odebralibyśmy Singapur, gdybyśmy przyjechali prosto z Europy. W porównaniu jednak z Indonezją, kontrast jest niesamowity. Nowe dzielnice miasta projektowane były od początku tak, by były wygodne do życia. Ulice są szerokie, wszędzie ścieżki rowerowe, szerokie chodniki, metro, parkingi.

Miasto jest zdecydowanie za duże, żeby obejść je w jeden dzień; zwłaszcza kiedy dają o sobie powoli znać trudy podróży. Oboje jesteśmy lekko podziębieni (motor + klimatyzacja), obolali (motor + plecak + czas trwania podróży), niewyspani. Jutro przelot do Kuala Lumpur, następnie weekend w Brunei, a już w poniedziałek radykalne zimno - Chiny.

Tymczasem zapraszam na spacer po Singapurze:

godzina 8:30 - już po śniadaniu ruszamy w stronę Civil District; gdzie stara architektura sąsiaduje z nową


Budynek Parlamentu


Katedra świętego Andrzeja


10:00 - znów w okolicach Marina Bay; panorana miasta


Kariatyda XXI wieku


Oznaki luksusu


Diabelski Młyn, podobno najwyższy na świecie


Ahoj Kapitanie...


W całym mieście jest system monitoringu ruchu drogowego, który umożliwia precyzyjnie określić czas potrzebny aby dotrzeć do strategicznych punktów miasta.


12:00 Dzielnica Arabska - meczet Sułtana


Postkolonialne


meczet zagubiony wśród wieżowców


na granicy kultur


po szybkim obiedzie wizyta w ogrodzie chinskim...


... i japońskim


16:00 Największy na świecie park żółwi...


... które wiedzą, że dużo mięsa nie może się tak po prostu zmarnować


Gęsto jak w zupie


19:00 powrót do Chinatown, kolacja, zakupy, pakowanie.
Nie udało nam się wybrać do Little India (stwierdziliśmy, że orginał w lipcu i sierpniu wystarcza) i na Orchard St. - najdroższą ulicę miasta. Cóż. Nadrobimy kolejnym razem

1 komentarz: