wtorek, 30 listopada 2010

Ręka ognia, czyli jak budzę wulkany.

Odkąd przyjechaliśmy do Indonezji miały miejsce 3 erupcje wulkaniczne.
Na dzień dobry, 7 września, obudził się Sinabung. Niby nic takiego, bo daleko. Ale widzieliśmy mniej więcej 10 dni temu i jest już spokojny, lecz zwykł wyglądać tak:



Później pojechaliśmy sobie w okolice Merapi, który po kilkunastu dniach wyglądał tak:



Następnie zamarzyło mi się zobaczyć Anak Krakatau, to się wziął i wkurzył. Swoją drogą to lepiej utrzymać tak jak teraz, niż bawić się tak w 1883r.. Niekoniecznie chcę, aby fajerwerki spod mojego domku widać i słychać było na Madagaskarze, który, zdaje się być dość daleko mimo wszystko.



Nie powinno więc dziwić, że gdy chcemy odwiedzić jedną z największych atrakcji Indonezji, to wygląda ona zamiast tak:



to wygląda tak:



Według wieczornych wiadomości 19 wulkanów w chwili obecnej osiągnęło poziom żółty, w tym 8 czerwony, na skali zagrożenia erupcją. 5 z 19 jest w regionach, które chcemy z Mariolą odwiedzić, a przyznać muszę, że planów nie lubię zmieniać.

Czy ktokolwiek ma wątpliwości, że ta nagła aktywność to po prostu czysta złośliwość? Albo to ja, ręka Boga, rozpalam te wyspy do czerwoności...

niedziela, 28 listopada 2010

Padang Panjiang, w centrum Minangkabau

Legenda głosi, że w czasach gdy księstwa jawajskie chciały dokonać podboju Sumatry na ich drodze stanął jako jedyny lud Minangkabau. Wódz nie chciał dopuścić do rozlewu krwi, dlatego zaproponował by zamiast ludzi walczyły byki. Jawajczycy wystawili wielkie i nażarte bydle. Minangkabau natomiast posłali do boju małego byczka, z doczepianym rogiem, wygłodniałego i nie znającego zasad tej zabawy. Rzucił się więc na przeciwnika widząc w nim pokarm i zanim Goliat go zauważył, rozpruł mu bok by się najeść... Dlatego też symbolem Minangów jest róg. Stał się on też dekoracyjnym elementem dachów, ubrań, życia.



My przyjechaliśmy do Padangpanjiangu spotkać się z Oliwią, naszym aniołem stróżem w krainie trzęsień ziemi, tsunami i innych niebezpieczeństw, często powiązanych z niedobrymi uczynkami dobrych muzułmanów. Oliwia studiuje na STSI, czyli jednej z najbardziej znanych akademii sztuki. Nic więc dziwnego, że można wieczorami oddawać się rozrywce różnorodnej. Naszym łupem padło przedstawienie muzyczne o losach muzułmańskiej prostytutki, później o zaborczości, następnego, choć bardzo mi się podobało, niestety, nie zrozumiałem. W kolejne dni koncert smyczkowy, teatr, pokaz bębnów. Wszyscy śpiewają, tańczą, są identycznie awangardowi i w ogóle dużo się dzieje. Regulamin uczelni nakazuje nosić "artystyczną fryzurę". Szał pał.



W pobliżu jest rezerwat, a właściwie jego namiastka. Chcieliśmy raflezję, największy kwiat świata. Przewodnik twierdzi, że kwitnie od sierpnia do listopada. Niestety raflezje w tym rezerwacie nie miały kalendarzy... żadnej nie udało się zobaczyć. Wodospad jednak był orzeźwiającą alternatywą.



zdjęcie z cyklu: gdzie jest jaś?




Kilka zdjęć tradycyjnej architektury, w tym dom władcy.









Biały meczet



Zdjęcia z trasy, czyli góry i tarasy ryżowe





Bukittingi, lekcja historii wśród małp

Powrót na południową półkulę zajął nam więcej czasu niż oczekiwaliśmy. Któż jednak mógł przewidzieć, że największa droga Sumatry, Transsumatera Hwy, fragmentami nie ma asfaltu, przypominając bardziej ścieżkę przez las tropikalny. Ścieżka ta zawalona jest autami, tirami i autobusami. Nikt jednak nie jest zdenerwowany, wszyscy mają czas. My stoimy w korku, bo ciężarówka przed nami ześlizguje się cały czas ze zbocza wzgórza. Wszystko przez deszcz, zbyt mocno padało i autostrada rozmokła. Gdy jest za sucho też nie da się przejechać, bo koleiny po dużych pojazdach zastygają. I tak można mówić o szczęściu, bo nie było żadnego osuwiska. 500km tylko 15h.

Bukittingi to miejsce bardzo rekomendowane, zarówno przez Lonely Planet, jak i przez spotykanych po drodze podróżników. Zawsze gdy słyszę, że coś się podoba wszystkim, zapala się we mnie lampka ostrzegawcza, mówiąca "nie". Tym razem jednak muszę przyznać, że miasteczko jest bardzo przyjemne.

Największą atrakcją turystyczną są dowody zbrodni japońskich zbrodni wojennych. Wielkie, drążone we wzgórzach tunele służyć miały ochronie przed bombardowaniami. Tworzyli je przywożeni z Jawy i innych odległych wysp niewolnicy. Mordowano ich gdy przestawali być użyteczni.

Wejście do tuneli jest teraz otoczone parkiem "panorama", z którego widok jest na prawdę imponujący. Do tego park jest domem dzikich, półdzikich oraz nie dzikich ani za grosz małp.

Na bukittingdzkim rynku stoi Big Ben. Niestety, z powodu uszkodzeń po trzęsieniu ziemi, nie można wejść na górę i zobaczyć widoku w pełni. Jednak to co widać z samego rynku robi całkiem niezłe wrażenie: 2 wulkany, dolina krasowa, do teg dojazd na plażę zajmuje tylko godzinę.

Do tego jeszcze kuchnia, czyli tradycyjne jedzonko z Sumatry Zachodniej uważa się za najlepsze w całej Indonezji. Ja zakochałem się w Rujaku, czyli sałatce ogórkowo-owocowej podawanej z bardzo ostrym sosem. Mniam

Wszystko to sprawia, że Bukittingi to dobre miejsce na spędzenie dnia lub dwóch.





















sobota, 27 listopada 2010

Zaszafie i M&J połączyło siły


Towarzysząc bohaterom od lipca, na bieżąco śledząc każdy ich ruch, trzymając kciuki za powodzenie kolejnych eskapad, wreszcie – podziwiając zdjęcia je dokumentujące, czytelnik na swój sposób zżywa się z Mariolą i Jankiem. Strach pomyśleć, co się stanie, kiedy postanowią wrócić do kraju…

źródło: http://www.zaszafie.pl/aktualnosci/2017-indonezja-indonezja-i-nie-tylko"

Wszystkim tym, którzy podzielają lęk autorki polecam bardzo łatwy sposób na zabicie nudy po naszym powrocie. Zaszafie.pl to zbiór tekstów, w których można zatopić się na wieki... i to nie tylko w zimne, śnieżne wieczory. Tutaj też czytamy, np. w drodze z Tuk Tuk do Bukittingi, czyli z zaszafiem przez równik!

http://www.zaszafie.pl/ polecamy!

Toba, czyli wyspa na wyspie, a może jezioro?

Jezioro Toba to największe jezioro wulkaniczne świata oraz główna atrakcja turystyczna Sumatry. Chociaż drogi nie są mocną stroną tej wyspy to czas trwania przejazdu oraz jego jakość mocno rozczarowały.

Batakowie, czyli lud zamieszkujący okolicę ma swój własny język, tradycję, architekturę oraz religię. Stanowią wyspę chrześcijaństwa na największej muzułmańskiej wyspie....

Postanowiliśmy spać na wyspie Samosir, w najbardziej obleganej miejscowości o wdzięcznej nazwie Tuk Tuk. Ceny wbrew pozorom wcale nas nie powaliły, a domek (cały dla nas) okazał się być tradycyjną chatką. Tam też zawiązała się szalona grupa: Malaj, Chinka, Egipcjanin, fińska para, Irlandczyk i my.

Całym składem wynajęliśmy motory, aby kolejnego poranka ruszyć w drogę ok 200km dokoła Samosiru. A oto efekt:



















piątek, 19 listopada 2010

Slizgawka i wspinaczka

Popoludnie minelo pod znakiem najwiekszego wodospadu Indonezji (ok 120 metrow), Sipisopiso /to nie jest agitacja wyborcza przed niedziela/. Najpierw niepozorny widok z parkingu, ktory zupelnie mi nie wystarczyl i wpadlem na pomysl zejscia na dol.

Mokro, slisko, a na dole taka chmura, ze zyczylbym sobie aby prysznice w tym kraju tak dzialaly, ale jedno jest pewne: BYLO WARTO!













Pozniej "tylko" droga na gore i juz pewna satysfakcja.

Musze przyznac, ze ostatnie 3 dni to najlepszy czas jaki do tej pory spedzilem w Indonezji. A juz jutro przed nami oslawione jezioro Toba, ktorego skrawek widzielismy juz dzis z wodospadu...

jedno jest pewne: bedzie sie dzialo!

Troszke tradycji w "ekstremalnie odswiezajacych warunkach"

Prosto z dzungli pojechalismy znow do Medan, tylko po to by zlapac autobus do Berastagi, miejsca o ktorym przewodnik zamiast powiedziec, ze jest zimno, twiedzi, ze to o "ekstremalnie odswiezajacych warunkach pogodowych". Nie moge uwierzyc, ze las tropikalny sasiaduje z wysokimi gorami, gdzie temperatura spada do ok 15 stopni.

Turysci przyjezdzaja tu glownie po to by zobaczyc dwa wulkany, w tym sinabung, ktory swoja ostatnia erupcja splatal figla wszystkim. My jednak, po kilku wulkanicznych doswiadczeniach z rzedu, wybralismy sie do pobliskiej wioski, by dowiedziec sie wiecej o ludzie Karo, ktory od wiekow zamieszkuje okolice.

Oto skrot fotograficzny:

Mariola w lokalnych ciuszkach :-]. Ja sie nauczylem wiazac to cos na glowie.



Posag opiekuna okolicy zamienioy w intsrument muzyczny



Lud Karo to przede wszystkim chrzescijanie, wiec oprocz kosciola mozna zobaczyc wieprzowine w menu i mase psow na ulicach /jesli uda sie zobaczyc ulice/.



Architektura Sumatry polnocnej w wykonaniu mieszkancow Linggi