piątek, 19 listopada 2010

Bukit Lawang, czyli wsrod kuzynow

Z Mwdan, ktore niczym nas nie urzeklo pojechalismy do oddalonego o ok 100km parku narodowego. Glowna miescina to Bukit Lawang, slynaca z rezerwatu chroniacego wilgotny las rownikowy, w ktorym miedzy innymi mieszkaja...



... dzikie, poldzikie i calkiem oswojone ORANGUTANY!

Zaraz po przyjezdzie pierwszy problem - nasza baza noclegowa znajduje sie po drugiej stronie rzeki, a mostek nie zacheca by sie przebijac z plecaki...



Jakos poszlo. A po 4 razie staje sie to nawet calkiem przyjemne, takie bujanie i kolysanie, a w dole kojacy szum fal... Tylko przejsc i w dol nie patrzyc

Kolejnego dnia poszlismy sobie na parogodzinny spacer wzdluz rzeki. Do miejsca karmienia orangutanow dostac sie nie udalo, bo rzeka po ostatnich opadach byla zbyt rwaca. Stan ten sprzyjal innym sposobom powrotu do miasta - RAFTING!











I w koncu czas na zasluzony odpoczynek...



Nijak nie ma sie jednak profesjonalny rafting do sposobu w jaki przekroczylismy rzeke nastepnego poranka, czyli drift na rzece:



W koncu sie udalo! Oto spotkanie z wcale nie tak dalekimi kuzynami:



















Lekkie osuwisko ziemskie odcielo nas od wioski... nie ma to jak kapiel w blocie, ktora podobno idealnie dziala na skore.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz